W Dorohusku nieznani sprawcy uszkodzili ukraińskie wagony. Na tory wysypano znajdującą się w nich fasolę. To kolejny incydent, do którego doszło w tym miejscu.
- Zero tolerancji dla łamania prawa. Zero tolerancji dla tych, którzy na garbie polskich rolników chcą handlować ukraińskim towarem i wprowadzać go na rynek - mówi wiceminister rolnictwa Michał Kołodziejczak.
O podpisaniu porozumienia z protestującymi przewoźnikami poinformował we wtorek minister infrastruktury Dariusz Klimczak. Protest zostanie zawieszony, ale to nie oznacza jego ostatecznego zakończenia.
Kierowcy aut ciężarowych, którzy czekają w długich kolejkach do przejścia granicznego z Ukrainą, dostaną ciepłe posiłki. Na trasie staną także namioty, w których będą mogli się ogrzać.
Minister infrastruktury Dariusz Klimczak i wojewoda lubelski Krzysztof Komorski spotkali się w sobotę rano z przewoźnikami protestującymi w Dorohusku. Rozmowy w Kijowie nie przyniosły przełomu, choć ukraińska strona może pilotażowo znieść e-kolejkę na jednym z przejść.
W poniedziałek po godz. 15 przewoźnicy wznowili protest na przejściu granicznym w Dorohusku. W kolejce czeka ponad dwa tysiące tirów. Po zablokowaniu granicy kierowcy będą musieli spędzić w korku nawet dwa tygodnie.
Sąd uchylił decyzję wójta gminy Dorohusk, który nie zgodził się na kolejny protest przewoźników. To oznacza, że znów będą mogli zablokować przejście graniczne z Ukrainą. Tymczasem w 50-kilometrowej kolejce czeka już dwa tysiące tirów.
Minister infrastruktury Dariusz Klimczak pojechał do Lublina, gdzie spotkał się z liderami protestu przewoźników. Obie strony są zadowolone z rozmów. Ale protest się zaostrza. Kolejka do przejścia w Hrebennem ma już 60 km.
We wtorek około godz. 14 usunięto naczepę blokującą dojazd do przejścia granicznego w Dorohusku. Ruch zaczyna odbywać się normalnie. Ale to nie koniec działań dotyczących protestu przedsiębiorców w tym miejscu.
Mimo rozwiązania protestu przez wójta Dorohuska przewoźnicy nie zamierzają się poddawać. Zepsuta naczepa zatarasowała przejazd. Doszło do przepychanek. To były bardzo gorący wieczór i noc na przejściu granicznym w Dorohusku.
Od północy w poniedziałek puste tiry wracające z Ukrainy będę mogły zostać odprawione na przejściu granicznym Uhrynów-Dołhobyczów. Dotąd mogły tam przejeżdżać jedynie auta osobowe i busy. "To pierwszy punkt z listy działań, które realizuje strona ukraińska w celu odblokowania granicy" - napisał minister infrastruktury Ołeksandr Kubrakow.
Z powodu protestu przewoźników do ukraińskiego wojska nie dociera wiele podzespołów. Wymierne są też straty finansowe, które mogły już wynieść ponad 400 mln euro. Cierpią kierowcy stojący w coraz trudniejszych warunkach. Dlatego 12 ukraińskich organizacji pozarządowych apeluje do polskich władz i organizacji pozarządowych o pomoc i zakończenie blokady.
- Przed wojną woziłem chleb po kraju. Pieniądze marne, ale byłem z rodziną na miejscu. Jak nas zaatakowali, to musiałem zrezygnować, bo pracy nie było. Zatrudniłem się w międzynarodowych przewozach. Zarabiam więcej, ale wolałbym tego nie mieć, a być u siebie - mówi jeden z kierowców stojących w kolejce na przejściu granicznym w Dorohusku. Spędziliśmy z nimi cały dzień.
Ten protest obnaża niekompetencję polskiego rządu, nieugiętość ze strony Ukrainy i próbę podsycania antyukraińskich nastrojów przez Konfederację. Cierpią przewoźnicy, ale prostej recepty na zakończenie impasu nie ma. Jest za to groźba eskalacji.
Korek na ponad 30 kilometrów, problemy z dojazdem do granicy i zapowiedź zamknięcia przejścia dla ruchu osobowego. Z tych powodów w niedzielę przed południem kierowcy wysiedli ze swoich samochodów i zaczęli blokować drogę krajową nr 12.
Blisko 40-kilometrowej długości korek ciągnie się do przejścia granicznego Dorohusk-Jagodzin. W poniedziałek zostanie ono zamknięte dla ruchu osobowego.
Minionej doby do Polski wjechało ponad 9 tys. 700 osób, wyjechało prawie 7 tys. Dane dotyczą przejść granicznych w województwie lubelskim.
Od początku wojny w Ukrainie do Polski przyjechało już ponad 2,3 mln uchodźców. Połowa z nich przekroczyła granicę na terenie województwa lubelskiego. Sytuacja na przejściach jest jednak spokojna i nie tworzą się kolejki.
Ponad milion uchodźców z Ukrainy przekroczyło przejścia graniczne na Lubelszczyźnie. 200 tys. osób przeszło przez punkty recepcyjne. To może nie być koniec. Rząd i wojewodowie szykują się do przyjęcia kolejnej fali uchodźców.
Brakuje tłumaczy, opieki psychologicznej, jedzenia. A przede wszystkim odpowiedniej koordynacji działań ze strony państwa. Tak sytuację na przejściu granicznym w Dorohusku opisują w liście do wojewody pracujący tam wolontariusze.
Do wybuchu butli z gazem doszło w jednym z lokali tuż przy przejściu granicznym w Dorohusku. Poważnie ranny został 33-letni mężczyzna.
Sześcioletni Danił do dziś pyta, czy przed wybuchem zawyją syreny, żeby zdążył z mamą uciec do schronu. To jeden z tysięcy uchodźców z Ukrainy, którzy trafili do Zamościa. Miasto od dwóch tygodni żyje pomocą ludziom uciekającym przed wojną.
Z Żytomierza na granicę w Dorohusku Ania jechała aż cztery doby. Nie umie sobie wyobrazić życia w Polsce. Jedyny pomysł na przyszłość to podróż do Krakowa, bo tam ma znajomych.
Wzmaga się ruch i wydłużają kolejki na przejściach granicznych w województwie lubelskim. Minionej doby granicę polsko-ukraińską przekroczyło blisko 67 tys. uchodźców.
Ponad 64 tys. osób z Ukrainy wjechało do Polski w ciągu ostatniej doby przez granicę w województwie lubelskim. To ponad 11 tysięcy więcej niż dzień wcześniej. Na przejściach trzeba czekać w coraz dłuższych kolejkach
Coraz większy napływ uchodźców z Ukrainy sprawia, że strażacy nie nadążają z rozwożeniem ich do miejsc zakwaterowania. Dlatego wystosowali apel do firm przewozowych i transportowych.
Od piątkowego poranka do soboty rano granicę z Polską przekroczyło blisko 53 tys. osób uciekających z Ukrainy przed wojną. To najwięcej od rozpoczęcia ataku przez rosyjskie wojska.
Pisali o konieczności "patrolowania ulic" i "czyszczenia" ich z ciemnoskórych imigrantów. Policjanci właśnie zatrzymali czterech mężczyzn, którzy rozpowszechniali w sieci kłamstwa i nawoływali do atakowania uchodźców.
Tu jest bezpiecznie, mamy komfortowe warunki. Nasi mężowie zostali. Powiedzieli, że nie wyjadą, będą bronić Kijowa do upadłego. A jak już wygrają, to wrócimy do nich i będziemy odbudowywały miasto własnymi rękoma.
Gdy Rosjanie zbombardowali lotnisko, Witalina z ośmioletnią córką wsiadła do samochodu i ruszyła do Polski. Jechała cztery dni, prawie nie spała.
Po wielogodzinnych kolejkach, jakie jeszcze kilka dni temu były na wszystkich przejściach granicznych z Ukrainą, w Lubelskiem nie ma śladu. Czekać trzeba jeszcze w jednym miejscu, ale tylko dwie godziny.
Przejście w Hrebennem, które z problemami dźwigało codzienny ruch, dzisiaj stało się bramą dla tysięcy ludzi uciekających przed wojną. Ludzie na walizkach ucieszyli się, gdy przyjechało drewno na ognisko. Wreszcie będzie można się ogrzać.
Kolejne działania mające pomóc w sprowadzeniu Ukraińców z granicy oraz zapewnić im opiekę na miejscu podejmują rząd i samorządy. Zabraliśmy te, o których poinformowano w poniedziałek.
W Niemcach pod Lublinem rozpoczął działalność hub przeładunkowy z pomocą humanitarną dla Ukraińców. Tu mają trafiać produkty z całej Polski oraz ze świata. Następnie będą kierowane do Ukrainy.
11-letni Andriy walczy z białaczką, ale wybuch wojny zrujnował jego plan leczenia w Ukrainie. Dzięki zaangażowaniu Polskiej Misji Medycznej chłopca przyjmie szpital w Rzeszowie. W niedzielę mały pacjent przekroczył granicę w Hrebennem.
Ci, którzy przekroczyli granicę, są szczęśliwi i szybko jadą dalej. Ale w Dorohusku coraz więcej jest tych, którzy czekają. Na bliskich, krewnych, znajomych. Czekają w coraz większej niepewności, a kolejka do przejścia rośnie.
Na przejściach z Ukrainą w Hrebennem oraz w Dorohusku nie ma obecnie wzmożonego ruchu. - Ale wszystko może się bardzo szybko zmienić - zauważają włodarze gmin.
W związku z planem zamknięcia granic Ukrainy setki obywateli tego kraju chcą wrócić do kraju. Na przejściu w Dorohusku rano było ponad tysiąc osób, w Hrebennem ponad 500. I cały czas dochodzą kolejne.
Każdego roku granicę Polski z Ukrainą przekracza ponad 20 milionów ludzi. Swoje przeżycia są w stanie opisać kilkoma słowami: wstyd, koszmar, chamstwo i żenada. Czy uda się zmienić tę sytuację?
Stałe przejście graniczne Zbereże-Adamczuki to wielkie marzenie powiatu włodawskiego. Połączyłoby ze sobą dwa atrakcyjnie turystyczne regiony i ożywiło gospodarczo pojezierze. Ponieważ w sprawie inwestycji od lat nie ma konkretów, lokalne władze kończą z organizacją Dni Dobrosąsiedztwa. Budowana z tej okazji tymczasowa granica co roku ściąga tłumy turystów.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.