O podpisaniu porozumienia z protestującymi przewoźnikami poinformował we wtorek minister infrastruktury Dariusz Klimczak. Protest zostanie zawieszony, ale to nie oznacza jego ostatecznego zakończenia.
Kierowcy aut ciężarowych, którzy czekają w długich kolejkach do przejścia granicznego z Ukrainą, dostaną ciepłe posiłki. Na trasie staną także namioty, w których będą mogli się ogrzać.
Minister infrastruktury Dariusz Klimczak i wojewoda lubelski Krzysztof Komorski spotkali się w sobotę rano z przewoźnikami protestującymi w Dorohusku. Rozmowy w Kijowie nie przyniosły przełomu, choć ukraińska strona może pilotażowo znieść e-kolejkę na jednym z przejść.
W poniedziałek po godz. 15 przewoźnicy wznowili protest na przejściu granicznym w Dorohusku. W kolejce czeka ponad dwa tysiące tirów. Po zablokowaniu granicy kierowcy będą musieli spędzić w korku nawet dwa tygodnie.
Minister infrastruktury Dariusz Klimczak pojechał do Lublina, gdzie spotkał się z liderami protestu przewoźników. Obie strony są zadowolone z rozmów. Ale protest się zaostrza. Kolejka do przejścia w Hrebennem ma już 60 km.
We wtorek około godz. 14 usunięto naczepę blokującą dojazd do przejścia granicznego w Dorohusku. Ruch zaczyna odbywać się normalnie. Ale to nie koniec działań dotyczących protestu przedsiębiorców w tym miejscu.
Mimo rozwiązania protestu przez wójta Dorohuska przewoźnicy nie zamierzają się poddawać. Zepsuta naczepa zatarasowała przejazd. Doszło do przepychanek. To były bardzo gorący wieczór i noc na przejściu granicznym w Dorohusku.
Od północy w poniedziałek puste tiry wracające z Ukrainy będę mogły zostać odprawione na przejściu granicznym Uhrynów-Dołhobyczów. Dotąd mogły tam przejeżdżać jedynie auta osobowe i busy. "To pierwszy punkt z listy działań, które realizuje strona ukraińska w celu odblokowania granicy" - napisał minister infrastruktury Ołeksandr Kubrakow.
Z powodu protestu przewoźników do ukraińskiego wojska nie dociera wiele podzespołów. Wymierne są też straty finansowe, które mogły już wynieść ponad 400 mln euro. Cierpią kierowcy stojący w coraz trudniejszych warunkach. Dlatego 12 ukraińskich organizacji pozarządowych apeluje do polskich władz i organizacji pozarządowych o pomoc i zakończenie blokady.
- Przed wojną woziłem chleb po kraju. Pieniądze marne, ale byłem z rodziną na miejscu. Jak nas zaatakowali, to musiałem zrezygnować, bo pracy nie było. Zatrudniłem się w międzynarodowych przewozach. Zarabiam więcej, ale wolałbym tego nie mieć, a być u siebie - mówi jeden z kierowców stojących w kolejce na przejściu granicznym w Dorohusku. Spędziliśmy z nimi cały dzień.
Ten protest obnaża niekompetencję polskiego rządu, nieugiętość ze strony Ukrainy i próbę podsycania antyukraińskich nastrojów przez Konfederację. Cierpią przewoźnicy, ale prostej recepty na zakończenie impasu nie ma. Jest za to groźba eskalacji.
Coraz dłuższe kolejki tirów do przejść granicznych. Groźby pozwów i zaostrzenia kar dla polskich przewoźników ze strony ukraińskiej oraz rozszerzenia blokad ze strony polskiej. Tak wyglądają kolejne dni protestu przewoźników. Konkretów ciągle brak.
Nawet 3 tys. ukraińskich tirów stoi w kolejkach do wyjazdu z Polski. W poniedziałek przewoźnicy zablokują przejście graniczne w Medyce. - Rząd tylko pozoruje rozmowy. Tak naprawę myślą: "niech Tusk się tym martwi" - mówi nam osoba, która uczestniczyła w rozmowach.
W środę w dziewięciu polskich miastach odbył się protest przewoźników autokarowych. Kilkadziesiąt autokarów przejechało również przez Lublin. - W tym tygodniu to nasz jedyny wyjazd - opowiada właścicel firmy przewozowej.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.