Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi Sprawdź ofertę
    Szukaj
    Dzisiejsza gazeta (e-wydanie)
    wyborcza.pl Lublin

    Gwiazdy w świetnej formie, publiczność nie dopisała

    Wiadomości z Lublina
    tko, jo
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    1 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    2 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    3 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    4 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    5 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    6 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    7 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    8 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    9 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    10 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    11 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    12 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    13 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    14 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Arena Lublin. Pustki na stadionie podczas koncertu Boba Geldofa
    JAKUB ORZECHOWSKI
    15 z 49

    Arena Lublin. Pustki na stadionie podczas koncertu Boba Geldofa
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    16 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    17 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    18 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    19 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    20 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    21 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    22 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    23 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    24 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    25 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    26 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    27 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    28 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    29 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    30 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    31 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    32 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    33 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    34 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    35 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    36 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    37 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    38 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    39 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    40 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    41 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    42 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    43 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    44 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    45 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    46 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    47 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    JAKUB ORZECHOWSKI
    48 z 49

    Cudu nie było - nie udało się zapełnić Areny Lublin, gdzie w niedzielny wieczór wystąpiły zespoły Biohazard oraz The Boomtown Rats z charyzmatycznym Bobem Geldofem na wokalu. Przez kilka godzin na stadionie bawiło się zaledwie ok. trzech tysięcy osób. Zapewne nie żałowali tej decyzji, bo zarówno Amerykanie, jak i Irlandczycy - mimo niskiej frekwencji - zagrali koncerty na najwyższym poziomie. Pierwszy na scenie pojawił się Biohazard. - Jak się macie? Dobrze znowu wrócić do Polski. Zróbcie hałas - to tylko kilka z wielu polskich słów, które wykrzykiwał ze sceny po polsku Billy Graziadei, wokalista zespołu. Krzyczeli też fani, zachwyceni potężnym, szybkim i bezkompromisowym hardcorem. Bisów nie było, ale tego wieczoru na publiczność czekał jeszcze Bob Geldof. Co prawda od dłuższego czasu muzyk pozostaje bardziej celebrytą z muzyczną przeszłością niż artystą, który miałby coś jeszcze do przekazania, ale na scenie wciąż czuje się doskonale. Najwięcej radości sprawił publiczności - a jakże inaczej - utwór 'I Don't Like Mondays' czyli największy przebój grupy The Boomtown Rats. Zobaczcie, jak bawiła się publiczność i gwiazdy.
    Koncert Biohazard na Arenie Lublin
    JAKUB ORZECHOWSKI
    49 z 49

    Koncert Biohazard na Arenie Lublin
    Więcej

      Popularne

      Komentarze
      Zaloguj się
      Chcesz dołączyć do dyskusji? Kup prenumeratę, by czytać artykuły i je komentować

      Wszystkie komentarze

      sortuj:
      od najnowszego od najstarszego od najpopularniejszego od najmniej popularnego
      frekfencja???? I tona stronie głównej.... gratulacje! Czy ktoś to sprawdza? Do szkoły zamiast teksty pisać!!!
      już oceniałe(a)ś
      30
      2
      Zgłoś
      Odpowiedz
      Pokaż odpowiedzi (2)
      @robywas Zastanawia mnie kto Ci dał te minusy :)
      już oceniałe(a)ś
      8
      0
      Zgłoś
      Odpowiedz
      @robywas @robywas Starej matury ten "dziennikarz" na pewno by nie zdał. Kiedyś, jak ktoś nie umiał pisać, czytać czy liczyć to był po prostu debil; dziś nazywamy ich dyslektykami:(
      już oceniałe(a)ś
      4
      1
      Zgłoś
      Odpowiedz
      Nie wierzę, że taki babol może wisieć tyle czasu... Już za chwilę na "Cała Polska czyta dziennikarzom" :)
      już oceniałe(a)ś
      8
      0
      Zgłoś
      Odpowiedz
      Moim zdaniem "dziennikarz" Tomasz K. takie ma pojęcie o swojej pracy jak świnia na gwiazdach. Teksty subiektywne, pod publiczkę, kij w mrowisko - dla hejterów, zero rzetelności. Taka jest moja prywatna opinia.
      już oceniałe(a)ś
      5
      3
      Zgłoś
      Odpowiedz
      I babol nadal wisi, a dzieci patrzą ... Puk, puk, jest tam kto?
      już oceniałe(a)ś
      1
      1
      Zgłoś
      Odpowiedz
      ściągneli dla większości ludzi anonimowe zespoły i się dziwią. gdyby to było 20-25 lat temu byłyby tłumy. Dziś wsiadasz w samolot i jesteś na koncercie mega światowej gwiazdy. A niektórzy dalej żyją przeszłością. To samo będzie z Lubelskie Cup. Ściągnięto mało medialne zespoły i efekt będzie taki sam. Lublin to nie zamknięte miasto ludzie mogą wybierać i nie iść na 3-5 garnitur muzyczny
      już oceniałe(a)ś
      17
      17
      Zgłoś
      Odpowiedz
      Broń boże nie napawam się swoją nieomylnością i wcale nie twierdzę, że moje na wierzchu, tylko nieśmiało przypominam to, co pisałem nie raz na tema "Areny Lublin". Nie będzie w Lublinie żadnych imprez, bo na wykonawców z I ligi stadion jest za mały (potrzeba min. 30-40 tys.) i... położony z daleka od klientów. To obiekt w środku biednego regionu (jesteśmy w 20-tce najbiedniejszych w UE). Kto tu ma robić frekwencję na imprezach? Jak sprowadzimy gwiazdę, która np. w Wawie zgromadziłaby 40 tys. ludzi, to kto ma kupić bilety po 150 pln.? Studenci? Może rolnicy, którym się żyje dobrze jak nigdy? Może urzędnicy - druga grupa beneficjentów wejścia do UE? A ludzie "z Polski" do nas nie przyjadą, bo mają wystarczająco bogatą ofertę kulturalną u siebie. Dlatego organizatorzy imprez nie palą się do robienia czegokolwiek "Arenie". Co może uratować ten stadion? TYLKO SPORT - ZNACZY PIŁKA NOŻNA EKSTRAKLASOWA. Imprezy - owszem, do pomyślenia jest impreza, na którą przyjedzie 20 tys. ludzi z całej Polski, ale to musiałby być szyty na miarę, unikalny projekt. W Polsce mamy kilka takich - Przystanek Woodstock (tam jest trochę więcej niż 40 tys...), Open Air, W USA jest Burning Man - to musiałoby być tego typu wydarzenie. Każda kolejna impreza będzie wtopą, więc po prostu przestańmy to robić.
      już oceniałe(a)ś
      1
      3
      Zgłoś
      Odpowiedz

      Tematy ważne dla Lublina

      Tematy
      Ludzie
      Miejsca

      Warto przeczytać

      Magazyn Kuchnia
      Magazyny
      Licytacje, przetargi
      wyborcza.pl
      Serwisy partnerskie

      Copyright © Wyborcza sp. z o.o.

      Właściciel niniejszego serwisu nie wyraża zgody na zwielokrotnianie ani inne korzystanie z utworów rozpowszechnionych w tym serwisie, w celu eksploracji tekstów i danych. Więcej informacji w zastrzeżeniu dot. eksploracji tekstów i danych.