Zalew Zemborzycki powstał w latach 70. Jego historia jest jednak znacznie dłuższa i wiąże się z osobą Romualda Dylewskiego, zmarłego 7 stycznia wybitnego urbanisty. Gdy Dylewski pracował nad planem Lublina, jego pracownię odwiedził geograf z UMCS, Kazimierz Bryński i powiedział, że od dłuższego czasu zajmuje się problemem możliwości stworzenia w rejonie Lublina większej wody otwartej - na Bystrzycy, w rejonie Zemborzyc. Na początku lat 60. okazało się, że idea zalewu jest zagrożona, bo w Zemborzycach ma powstać ogromna stacja rozrządowa, strategiczna dla całego Układu Warszawskiego. W 2013 r. Dylewski wspominał w 'Wyborczej': - Wprawdzie kolejarze mówili, że nic nie mają do zalewu i można go realizować, ale w praktyce ten rejon zupełnie nie nadawałby się do rekreacji.Lubelska pracownia urbanistyczna, z pomocą ekspertów próbowała udowadniać, że stacja w Zemborzycach zanieczyści ujecie wody Wrotków. To nie pomogło. Dylewski znalazł na Politechnice Warszawskiej profesora Jerzego Chołodzińskiego, który podjął się znalezienia innego miejsca dla stacji rozrządowej. Ale okazało się, że nie ma już na to czasu, bo projekt stacji został właśnie odesłany do ostatecznego zatwierdzenia, co było równoznaczne z przekreśleniem w praktyce idei zalewu. Pomógł pewien fortel. Budowę stacji w Zemborzycach miał zatwierdzić osobiście wicepremier Stefan Jędrychowski. Romuald Dylewski opowiadał: - Sekretarzem premiera był znajomy profesora Chołodzińskiego (podobno jeszcze z dawnych harcerskich czasów) i ten prosił go, by wniosek w sprawie stacji lubelskiej przekładał nad dno piętrzącego się stosu spraw na biurku premiera, który notabene stale wyjeżdżał za granicę i stos topniał dosyć wolno. W ten sposób zyskaliśmy trochę czasu wystarczającego na opracowanie koncepcji stacji rozrządowej, w innej lokalizacji, wcale nie gorszej, a jak się okazało, nawet tańszej - na Tatarach.
Wszystkie komentarze