W niedzielne w samo południe, przy sześciu stopniach Celsjusza, silnym wietrze lubelskie morsy tradycyjnie spotkały się nad Zalewem Zemborzyckim, obok tamy. W lodowatej wodzie chlapało się ponad 150 osób. Morsy mówią, że najtrudniej się przełamać, a gdy już się to zrobi żałuje się, że tak późno się na to zdecydowało. Najpierw jest obowiązkowa rozgrzewka, po niej wchodzi się do wody. Początkujący na kilkadziesiąt sekund, a zaprawieni wytrzymują znacznie dłużej. Po wyjściu podobno nie czuje się zimna. Po co to wszystko? W ten sposób hartuje się organizm. Oprócz tego to także doskonały trening. W 15 min w zimnej wodzie można spalić tyle kalorii co podczas kilkukilometrowego biegu. Do Lubelskiego Klubu Morsów cały czas można dołączyć. Kandydaci na morsów powinni zaczynać od zaprawy we własnej łazience, biorąc przez dwa tygodnie chłodny prysznic. A później wystarczy przyjść w niedzielne południe nad zalew, obok tamy. Aby jednak kąpać się w tak niskiej temperaturze, trzeba mieć zdrowe serce.
Wszystkie komentarze