20 zespołów oraz artystów z Polski i świata uczestniczy w 11. edycji Carnavalu Sztukmistrzów. Gwiazdą imprezy jest w tym roku francuska grupa Les Lendemains & Les Philebulistes. Spektakl 'La Tangente du bras tendu' (pokazy odbyły się w piątek i sobotę na placu Zamkowym) to opowieść o dyktatorze, który pisze przemówienie z okazji rocznicy dojścia do władzy. Pracując nad pierwszą wersją tekstu, przywołuje wydarzenia, które wyznaczyły ścieżkę jego kariery politycznej. Wspomnienia te ożywają dzięki artystom trapezowym, którzy odtwarzają ich chronologię.
Na lublinian czeka wciąż jeszcze wiele atrakcji. Francuska kompania Barolosolo pokaże spektakl 'Plus Haut', będący powrotem do beztroskiego dzieciństwa. Warto zainteresować się występem Brama Graaflanda, który w 27 i pół minuty przygotuje... jednego naleśnika. Nie będzie to jednak proste zadanie, bo holender będzie jednocześnie grał na organach i perkusji. Serca widzów powinni też podbić wszechstronnie utalentowani szefowie kuchni 'Asphalt Theater' z Izraela, którzy oferują dźwięki z różnych zakątków świata. Festiwal potrwa do niedzieli
Wszystkie komentarze
Pokaz fontann też, niestety, nie zachwyca.
To jest karnawał uliczny, fakt że był tłok. Ten karnawał jest coraz bardziej popularny, ja przyjechałem z specjalnie na ten weekend z Anglii i spotkałem ludzi z całej Europy. Rzeczywiście zaczyna być tłoczenie, ale impreza super.
Nie neguję idei i pomysłu. Rozumiem ją, ale nie powinno być tak, że nie da się zobaczyć wykonawców i ich programu, a uczestniczenie w festiwalu głównie polega na przeciskaniu się w tłumie po to, żeby się przekonać, że kolejnej atrakcji też się nie da zobaczyć. Muzyka się obroni dźwiękiem - nie muszę widzieć (choć wolałabym), ale np. mim, popisy na rolkach i podobne już nie.
Przyjechałam tam dla artystów (wszystkich), z których widziałam tylko akrobatów na linach oraz udało się słyszeć muzykę. Reszta to zawód z powodu niemożności zobaczenia i podziwiania.
Jedyne, co nie zawiodło, to Lublin nocą. Nie sądziłam, że jest tak pięknie oświetlony i cieszę się, że nareszcie udaje się wydobyć architekturę tego miasta z kurzu i odpadających tynków i urzekająco pokazać.
Był deptak, Plac Zamkowy, Błonia, Stare Miasto i chyba Plac teatralny. Chyba popularność przerosła oczekiwania.
Niestety, przy tak rozległym terenie, na którym odbywały się pokazy - mimo wszystko - nie zobaczyłam wiele. I dlatego sądzę, że warto przemyśleć formułę festiwalu. Uliczność ulicznością, ale powinno się móc widzieć artystów. Za Lublin nocą pięknie dziękuję. To jest po prostu cudo. Nareszcie.