Co różni rynek norweski od polskiego?
Przemysław Kaproń w kraju fiordów pracował dwa lata. - Łatwo nie było, z jednej strony miałem przyjaciela Marcina Sidora, który był szefem kuchni, z drugiej współpracowników z całego świata, od Norwegii do Nepalu. Pojechałem tam poznać smaki Skandynawii i zdobyć nowe doświadczenia - zaznacza.
Co oprócz zasobności portfela gościa różni rynek norweski i polski? - Dostęp do produktów. Tu jest często problem. Trzeba dobre pomysły zastępować czymś innym. W kwestii różnic od razu przychodzą mi na myśl święta. W Norwegii przykłada się ogromną wagę do świątecznych dań. Niemal wszystkie restauracje serwują je w różnych odsłonach. To samo chciałem wprowadzić na Bernardyńskiej. Przecież karp jest dostępny i może smakować przez cały rok. Nie musi się kojarzyć tylko z wigilią.
Inspiracją dla ekipy z Perłowej jest też sezonowość polskiej kuchni, choć najważniejsze pozostają piwa. - Rodzajów słodu i chmielu jest sporo, więc można kombinować. Nie chcemy gasić dań piwem, co nie jest proste. Burze mózgów zazwyczaj kończą się pozytywnie. Pamiętam jednak też nietrafione pomysły. Sorbet paprykowy i dyniowy, czy łosoś confit w oleju z cytryną i koprem włoskim nie miały wzięcia. Te propozycje były zbyt odważne. Wyciągnęliśmy sporo wniosków, ale nie chcemy zdradzać sekretów. W nowej karcie raczej będzie więcej pozycji mięsnych, ale najbardziej ciekawi mnie przyjęcie miętusa podawanego z risotto.
- Natchnienie przychodzi w różnych momentach, także podczas biegania, które pomaga utrzymać formę i oczyścić umysł - wspomina pan Przemysław.
A co ze śniadaniami szefa? - Owsianka i banany, kiedy biegam. Ewentualnie jajecznica, wędliny. Odkąd wróciłem z Norwegii, raczej to żona gotuje.
Perłowa Pijalnia Piwa, ul. Bernardyńska 15A
JAKUB ORZECHOWSKI
Wszystkie komentarze