Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Wyborcza.pl
Milicjanci nikomu nie pozwalali się zbliżyć
Jan Trembecki w 1961 r. w "Kurierze" był początkującym fotoreporterem: - Ten dzień pamiętam doskonale. Był piątek, akurat wypadały imieniny Zenona. Ze znajomymi bawiliśmy w restauracji Powszechna przy Krakowskim Przedmieściu. Ok. godz. 19 dotarła do nas informacja z Kazimierza Dolnego. Nie było jak jechać, bo nikt nie miał samochodu, autobusów też wtedy nie było. Miałem w Kazimierzu dobrego znajomego, ale nie miał telefonu. Zadzwoniłem na pocztę i poprosiłem, żeby wysłali umyślnego i go do słuchawki przywołali. Ale pani telefonistka oświadczyła, że za pół godziny kończy pracę. Na zdjęciu: czołówka "Kuriera Lubelskiego z 25 czerwca 1961 r.
Fot. Archiwum
Trembecki z tego powodu nie pojechał do Kazimierza, ale wielokrotnie rozmawiał z dziennikarzem, który relacjonował, co się stało. - Pełno milicjantów, nikomu do rzeki nawet nie pozwolili się zbliżyć. Można było pisać to, co powiedzieli mniej lub bardziej oficjalnie, bo i tak było to potem cenzurowane, podobne zresztą jak wszystko.
Wszystkie komentarze