Kropki pod lewym okiem gwarantują szacunek
Już po zatrzymaniu "Pierzo" godzi się na wywiad telewizyjny. Ubrany w dres Adidasa (wtedy to szczyt mody, nie tylko przestępczego półświatka) opowiada o dziewczynie spodziewającej się dziecka i o tym, że zbłądził. Ale bez skruchy. Dostaje dziewięć lat. W więzieniu, dzięki medialnej legendzie, szybko wchodzi do grupy grypsujących: robi sobie tuszem kropki pod lewym okiem i ma zagwarantowany szacunek i poważanie.
Po wyjściu na wolność bierze się za zarabianie pieniędzy. Wraz z kumplami z dzielnicy zakłada pierwszą hurtownię "na słupa", bezrobotnego ze stałym meldunkiem. Jego firma płaci za pierwsze dostawy cukru, wędlin, makaronu, a gdy producent nabiera do niej zaufania, "Pierzo" i spółka biorą poważną dostawę, za nic nie płacąc. Wyłudzony towar sprzedają po konkurencyjnej cenie. W ten sposób Andrzej P. zbija fortunę. Od tamtej pory czerpie życia pełnymi garściami. Mówi się, że lubił eleganckie samochody i szybkie dziewczyny, nie na odwrót. Kłopoty zaczęły się, kiedy na podobny patent wpadli inni "przedsiębiorcy". Na rynku pojawiało się coraz więcej spółek "słupów", coraz mniej było łatwowiernych dostawców. To doprowadziło do wojny gangów. Największym konkurentem dla grupy "Pierza", który w końcu stanął na czele gangu elesemiaków (od nazwy dzielnicy), była ekipa Andrzeja Z. ps. "Zwierz" ze Śródmieścia.
Wszystkie komentarze