Niemiecki kupiec i mission impossible
Kryzys w branży rozpoczął się wraz z pojawieniem się na polskim rynku materiałów budowlanych, takich jak bloczki z tzw. gazobetonu (belit, belix) czy pustaki ceramiczne, tzw. maxy.
Mariusz Osiniak: - Pewnie dlatego, idąc na studia w 1990 r., nie wiązałem swojej przyszłości z rodzinną firmą, którą wtedy prowadzili rodzice. Wybrałem Wydział Ogrodniczy na Akademii Rolniczej w Lublinie [dziś Uniwersytet Przyrodniczy - przyp. red.].
KRZYSZTOF MAZUR
Jednak po skończeniu studiów poszedł w handel detaliczny i otworzył w Kraśniku sklep spożywczy, który nieźle prosperował do czasu otwarcia w mieście marketów wielkopowierzchniowych.
Był rok 2003, kiedy Mariusz Osiniak przejął od rodziców Hoffmanowską.
- Ręcznie robiona cegła to nie był wtedy wzięty materiał budowlany. Miałem cały plac niesprzedanego towaru. Ale był już internet i zacząłem robić pierwszą stronę Cegielni Hoffmanowskiej z całą ofertą firmy - opowiada Mariusz Osiniak.
I ciągnie dalej: - Po jakimś czasie do Kraśnika przyjechał pewien niemiecki przedsiębiorca i powiedział, że kupi moją cegłę. Postawił jeden warunek. Kilkadziesiąt tysięcy różnokolorowych cegieł, pomieszanych, ustawionych w stożki, miałem posegregować według kolorów, od piaskowego, przez ceglasty, po intensywnie czerwony. To była mission impossible, ale zakasaliśmy rękawy i ostro wzięliśmy się do roboty. Sortowaliśmy bez wytchnienia, od rana do wieczora. Po trzech tygodniach wszystko sprzedaliśmy na pniu. A u bram firmy zaczęli ustawiać się kolejni kupcy. Udało się, głęboko odetchnąłem z ulgą.
Wszystkie komentarze