O życiu i śmierci decydowała "komisja"
"Wysiedlonych najpierw zrzucano na "piątkę". Był to wielki, pusty barak zaopatrzony w pojedynczą pryczę. Przebywało się w nim krótko - kilka godzin, najwyżej noc. Stąd pędzono ludzi "na komisję", które odbywały się na "dwójce", "trójce" i "czwórce". Stąd wychodziło się z przydzieleniem losu na przyszłość.
Jeśli ktoś dostał się do baraku numer 8 lub 6 (później 10), mógł się cieszyć, bo po odsiedzeniu kilku miesięcy wychodziło się na jako taką wolność za pośrednictwem Arbeitsamtu (niemiecki Urząd Pracy - red.). Z "szesnastki" po nieludzkich udrękach transportu lądowało się w Siedlcach lub Garwolinie, ale takiego "szczęścia" dostępowali tylko niegroźni dla Wielkiej Rzeszy staruszkowie i dzieci.
"Trzynastka" i "czternastka" wróżyły wywiezienie do Berlina i pracę na fabryce. "Dwunastka" skazywała na Oświęcim."
Wszystkie komentarze