fot. Google Street
Kilka innych nietypowych interwencji...
Nietypowy telefon odebrał w lipcu dyspozytor Wojewódzkiego Centrum Powiadamiania
Ratunkowego. Mieszkaniec Lublina zadzwonił w nocy z prośbą o pomoc. "Jestem w lochu. Nie
mogę się wydostać" - mówił. Policji był w stanie powiedzieć jedynie, że jest pod ziemią, widzi
jakieś światło w górze i słyszy w oddali pociągi. Nie pamiętał, jak się w tym miejscu znalazł. Jak się okazało po dłuższych poszukiwaniach, wpadł do studni. Spędził tam pięć godzin. Pomimo, że spadł z wysokości ok. siedmiu metrów, nie doznał żadnych obrażeń. W momencie interwencji miał we krwi ponad promil alkoholu.
Pod koniec grudnia głośno było też o sprawie 19-letniego kierowcy, który omyłkowo wlał do
swojego samochodu benzynę zamiast ropy. Gdy zorientował się, że wybrał niewłaściwe paliwo,
postanowił odessać je z baku za pomocą dostępnego na stacji odkurzacza. Akcja zakończyła się wybuchem urządzenia. Na szczęście młodemu kierowcy i jego samochodowi nic się nie stało. Właściciel stacji benzynowej Statoil w Lublinie oszacowała straty na 16 tys. zł.
Na koniec interwencja z 30 grudnia ubiegłego roku. Mieszkaniec gminy Końskowola odnalazł
granaty pochodzące z czasu II wojny światowej. O znalezisku nie poinformował policji od razu, bo nie chciał robić jej kłopotu w święta. Granaty umieścił więc w garnku, a garnek schował w komórce znajdującej się na jego posesji. Zgodnie z założeniami, na policję zadzwonił po Bożym Narodzeniu. Na miejsce zostali wezwani saperzy, którzy sprawdzili teren. Niebezpieczne przedmioty zostały przewiezione w inne miejsce i unieszkodliwione.
Wszystkie komentarze