Lublin lat 50. jest zaniedbany, wręcz ponury. Ma dziurawe ulice i odrapane tynki. Stare Miasto omija się z daleka, szczególnie po zmroku. Naukową wizytówką Lublina ma być Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej, powołany dla przeciwwagi Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego o przedwojennej metryce. Z myślą o UMCS w Lublinie powstaje nowoczesna dzielnica uniwersytecka. KUL ma do dyspozycji dawny klasztor dominikański, w czasach zaborów zmieniony na wojskowe koszary. Słuchacze pierwszych powojennych roczników wykładów słuchają na podłodze. W latach 50. warunki są już lepsze, ale mankamentów nie brakuje. Na przykład żeński dom studencki znajduje się na tak zwanej Poczekajce, 5 km od centrum miasta, dokąd studentki dowozi uniwersytecka ciężarówka. Kursowała jedynie rano i wieczorem. Alternatywą był spacer, nierzadko po błocie.
Wypróbuj prenumeratę cyfrową Wyborczej
Pełne korzystanie z serwisu wymaga włączonego w Twojej przeglądarce JavaScript oraz innych technologii służących do mierzenia liczby przeczytanych artykułów.
Możesz włączyć akceptację skryptów w ustawieniach Twojej przeglądarki.
Sprawdź regulamin i politykę prywatności.
Wszystkie komentarze
Absolutna serparacja od pieniędzy podatników. Niech idzie na utrzymanie czarnej mafii.
I co zrobiono ... teraz to już czarnkowizna !