Już dawno przed startem tegorocznej edycji wiedzieliśmy, że jednym z największych hitów imprezy będzie występ grupy Burnt Out Punks. Mają świra na punkcie płomieni, wybuchów i eksplozji. Ich show, które można było zobaczyć na placu zamkowym przyciągnęło tysiące ludzi. I bez wątpienia był to strzał w dziesiątkę. Świetnie wypadli też Władcy Pychy, czyli Lords of Strut. Dwaj bracia z Irlandii podczas swojego show w namiocie na błoniach pokazali, że śmiać się można, a nawet trzeba, ze wszystkiego. Ostatnia scena, podczas której z kłębów dymu wyłania się Chrystus w koronie z drutu, ze śladami po ranach malowanymi flamastrem i obwinięty folią w pasie wprawił widzów w osłupienie. W ten sposób bracia chcieli zwrócić uwagę na wszechobecną w mediach i internecie ogłupiającą rozrywkę i wyśmiali tzw. 'kulturę celebrycką'. Zupełnie inny wymiar miał spektakl Davida Erikssona 'Pink on the inside'. Show pochodzącego ze Szwecji artysty w zabawny, ale nie płytki sposób dotyczyło problemu gender. Z każdą kolejną sztuczką Eriksson zmierzał do pointy, z męskiego i brutalnego twardziela przeobrażał się we wrażliwego i delikatnego człowieka. Na szczególną uwagę podczas tegorocznej odsłony festiwalu zasługuje program muzyczny. Gwiazdy, które zagrały w namiocie festiwalowym i na placu Po Farze spokojnie mogłyby stworzyć line-up dobrego międzynarodowego festiwalu. Bokka, Zamilska, Kortez i Król skutecznie przyciągnęły na carnaval tych, którzy być może nie pojawiliby się tu z innego powodu. Tym, którzy widzieli miasteczko festiwalowe nie trzeba mówić jak fantastyczny panował tam klimat. Wielogodzinne rozmowy z artystami, nieoficjalne występy i zabawy w namiocie czy nauka chodzenia po linie na bezpiecznej wysokości to tylko niektóre atrakcje, których nie było w programie. Ale to głównie dzięki nim Carnaval Sztukmistrzów to impreza niezwykła.
Wszystkie komentarze