'My jesteśmy rewolucją!'. Pod takim hasłem organizowana była trzecia lubelska Manifa. Jej uczestniczki i uczestniczy spotkali się przed ratuszem. Z placu Łokietka przez deptak, plac Litewski i Krakowskie Przedmieście na plac Teatralny przeszło w kolorowym pochodzie około 200 osób. Mieli ze sobą transparenty 'Wolność, równość i siostrzeństwo', 'Damski bokserze zmywaj talerze' i 'Przeciw przemocy władzy'. Podczas przemarszu z głośników płynęła muzyka. Manifa to protest przeciw nierówności, niesprawiedliwości czy przemocy wobec kobiet i oceniania ich ze względu na wygląd. To także walka o równouprawnienie i większe prawa kobiet, np. do aborcji. Lubelski marsz zabezpieczała dość spora liczba policjantów, jednak pomimo obaw nie doszło do żadnych ekscesów czy ataku ze strony narodowców. Całe zgromadzenie przebiegało spokojne. - Zmienimy naszą kulturę i prawo. Wiele praw już mamy, ale ciągle o wiele jeszcze musimy walczyć. Nikt nie może nas nauczać tego jak ma wyglądać nasze życie - mówiła na zakończenie Magdalena Długosz, jedna z organizatorek Manify. Przypominała też o tym jak ważną rolę odegrały matki, babki i prababki uczestniczek. Sto lat temu Polki uzyskały prawa wyborcze. Podczas marszu, a także w piątek przed ratuszem zbierane były podpisy pod wnioskiem do rady miasta w sprawie uruchomienia samorządowego programu dofinansowania leczenia niepłodności za pomocą metody in vitro.
Wszystkie komentarze