- Ogrom tragedii najlepiej można obejrzeć z okien samolotu - relacjonuje z Bangkoku Joanna Pawłat
- Nieprzebrane połacie wody, która zalała olbrzymie tereny, a na tym tle niczym zielona wyspa jawi się Bangkok, który leży wyżej i powódź nie poczyniła tam takich spustoszeń, jak w innych regionach.
Jest tam też ciężko, ale ludzie jakoś sobie radzą i życie toczy się - oczywiście na ile to możliwe - normalnie. Międzynarodowy port lotniczy jest czynny.
Dwa razy dziennie wszystko na pewien czas zamiera - grają hymn państwowy, a każdy Taj przystaje na baczność i słucha.
Mieszkańcy bronią się przed napływem wody jak mogą. Samochody w obawie przed zniszczeniem są parkowane na estakadach i mostach, co sprawia, że tworzą się wielkie korki.
- W naszym domu okna uszczelniliśmy silikonem, wszystkie otwory starliśmy się zabudować, a całość zabezpieczyliśmy workami z piaskiem - mówi Narumol, mieszkanka stolicy Tajlandii.
- Nie wiem tylko czy to wystarczy, bo zapowiadają nadejście drugiej fali powodziowej - obawia się Narumol
Najgorsze od 50 lat powodzie, wywołane nieustannymi burzami tropikalnymi i monsunami, dotknęły dotychczas jedną trzecią kraju.
Na północy, północnym wschodzie i w środkowej Tajlandii żywioł spowodował straty sięgające 3 mld dolarów. Od końca lipca śmierć poniosło 297 osób.
Wśród szczególnie dotkniętych żywiołem obszarów jest dawna stolica królestwa Syjamu, Ayutthaya. Położony tam starożytny kompleks świątynny, który jest na liście dziedzictwa kulturowego UNESCO, znalazł się pod wodą.
Materiał promocyjny
Dzisiejsza gazeta (e-wydanie)
Wszystkie komentarze