Prof. Krzysztof Grzywnowicz żyje z grzybów. Jest mykofilem. - W Polsce jestem w mniejszości - mówi
W Zakładzie Biochemii UMCS badania prowadzi się na modelach grzybowych. - W naszej kulturze symbolika grzyba ma złe konotacje. Kojarzy się z mrokiem, rozkładem, gniciem - wyjaśnia. - Mówi się o zgrzybiałych staruszkach, zagrzybionych piwnicach, rakotwórczych pleśniach. W Polsce, kraju kiedyś mykofilnym, o czym wykłada się nawet w zachodnich uniwersytetach, zaczyna dominować mykofobia, czyli strach przed grzybami.
Uważa, że niechęć do grzybów potęgują informacje o kończących się śmiercią zatruciach grzybami dzikimi, o grzybkach halucynogennych, które wykańczają młodzież czy o ciężkostrawności grzybów. - A ta niechęć wynika z niewiedzy - twierdzi.
Grzyby, zdaniem prof. Krzysztofa Grzywnowicza, to prawie samo zdrowie. Poza tymi paroma trującymi. - Wbrew obiegowym mitom dietetycznym grzyby są cennym środkiem odżywczym. Mają niewiele cukrów i białka, za to z kompletem niezbędnych aminokwasów i tak lekkostrawnego, jak w mleku. Mają sole mineralne i witaminy, prawie jak jarzyny. Bardzo mało tłuszczów. Walorem grzybów jest też chityna, odpowiednik błonnika u roślin, która poprawia trawienie. Tylko witaminy C jest w nich mało. - Gdyby ktoś żywił się wyłącznie grzybami, witaminę C musiałby łykać w pigułkach - wyjaśnia.
Prof. Grzywnowicz bada enzymy rozkładające białka i ich inhibitory, czyli substancje hamującymi enzymy. Enzymy proteolityczne uczestniczą w procesach trawiennych, ale i regulują pracę komórek. Grzyby są wygodnym modelem do badania tajemnic tych mechanizmów.
Krzysztof Grzywnowicz chce iść dalej i próbuje rozpocząć badania stosowane, aby wykorzystać substancje grzybowe jako leki. - W Polsce jeszcze zupełnie nie docenia się leczniczych właściwości grzybów - uważa, choć zbawienny wpływ pospolitego boczniaka na obniżanie poziomu cholesterolu we krwi, ciśnienia krwi a nawet jego własności antynowotworowe są powszechnie znane.
W Japonii i innych dalekoazjatyckich krajach furorę robi shii-take, grzybek hodowany także sztucznie na drewnianych balach albo trocinach. - To panaceum na wszystko, w Azji nazywają go "grzybem długiego życia" - wyjaśnia prof. Grzywnowicz. Kilka lat temu próbowano wylansować shii-take w Polsce. Nie udało się, ludzie nie chcieli go kupować. Hodowany u nas shii-take kupują Niemcy. W Azji znany jest też nadrzewny grzyb wrośniak wielobarwny (rośnie i w Polsce) i wytwarzany z niego lek crestin. - Ma dość silne działanie przeciwnowotworowe, jest podobno prawie tak skuteczny jak otrzymywany z cisów taksol, wykorzystywany w chemioterapii - wyjaśnia profesor.
- W "Panu Tadeuszu" padają piękne zdania o grzybobraniu, potwierdzające, że jesteśmy mykofilnym krajem, kochającym grzyby. A staliśmy się mykofobnym, jak Amerykanie czy Anglicy - ubolewa. Uważa, że w grzybach wielkoowocnikowych jest przyszłość wielu nowych leków. Z grzybów tych można produkować nowe antybiotyki. Mikroorganizmy szybko uodparniają się na antybiotyki już istniejące. Jest przekonany, że badania naukowe prowadzone na grzybach będą coraz bardziej popularne. - Są zbyt cennymi obiektami dla celów leczniczych, dietetyki i dla czystej nauki - wyjaśnia.
Sądzi, że ma szanse przebić się ze swoimi badaniami stosowanymi, które chce rozpocząć w Zakładzie Biochemii UMCS. - Żeby odnieść sukces, móc rywalizować z zachodnimi ośrodkami naukowymi, trzeba być pomysłowym - mówi. - Znaleźć dobry temat, który można prowadzić niewielkimi kosztami. I to przynosi zazwyczaj dobre skutki.
Wszystkie komentarze