Gdy w sobotę (8.12.2001 r.) rano Wiesław Pastuszek wyszedł przed dom nakarmić zwierzęta, nie wierzył własnym oczom. Na gnieździe ulokowanym na słupie elektrycznym stał bocian
Bociany pana Pastuszka odleciały w sierpniu, a ten pojawił się nagle nie wiadomo skąd.
- Szczęście przyleciało - pomyślał i wysłał 16-letniego syna Daniela, żeby skreślił kupon totolotka.
Państwo Pastuszkowie mieszkają w Chudowoli, wiosce między Kockiem a Michowem. Gdy w początku lat 70. przy ich podwórku postawili słup elektryczny, zaraz zajęły go bociany. Słupy to ulubione miejsca gniazdowania bocianów na Lubelszczyźnie.
- Rok temu nasze bociany doczekały się pięciorga młodych, w tym roku czwórki. Ptaki wyglądały zdrowo, pewnie bez kłopotów odleciały do Afryki - mówi pan Wiesław.
Nie wie, skąd w sobotę bocian przyleciał. We wsi wzbudził życzliwe zainteresowanie. Nikt nie pamiętał takiego przypadku. Postał, postał na gnieździe, a potem poszybował na pobliskie łąki, gdzie dostojnie spacerował po zmrożonym śniegu. Koło południa wrócił do gniazda, nieprzytulnego, bo też przykrytego zmarzniętym śniegiem.
Gospodarz zadzwonił na policję. Bo może ptak nie przetrzyma mroźnej nocy? Może mieszkał w budynkach gospodarczych w sąsiedniej wsi i jakoś się zagubił? Policjanci obiecali pomoc - o ile nie odleci do wieczora. Odleciał. - Gdzieś tak o godz. 16 nagle odfrunął. I tyle go widzieliśmy - mówi z pewnym żalem Wiesław Pastuszek.
Bocian nie był wyczerpany, wyglądał na silnego. Chore, słabe i kontuzjowane ptaki, które nie odlecą w sierpniu, same przychodzą do ludzi, gdy głód przyciśnie, a mróz ściśnie. Co roku kilkadziesiąt najbardziej poszkodowanych trafia do zamojskiego zoo. - Ale zdrowe, które z jakichś powodów nie odleciały, potrafią przeżyć samodzielnie - wyjaśnia lubelski ornitolog Janusz Wójciak. W tym roku w Lubelskiem samodzielnie zimuje co najmniej kilka ptaków. Jeden zamieszkał w gospodarstwie pod Dratowem. Pewnego dnia gdzieś poleciał. Gospodyni odnalazła go 20 km dalej. Złapała i przywiozła do siebie. Od kilku lat zimuje bocian pod Starym Brusem. Gdy w marcu wracają jego pobratymcy, broni swego gniazda i nie zaprasza żadnej samicy. Wybrał polski klimat i celibat. W latach 90. bocian mroźną zimę przemieszkał na ciepłym kanale przy puławskich Azotach. - Zimujące bociany zwykle nie odlatują już w następnych sezonach, instynkt zanika - wyjaśnia Janusz Wójciak. - Ale z całą pewnością nie da się tego przewidzieć.
Pan Wiesław trochę się martwi o bociana. Ma niejasne przeczucie, że to był jednak jakiś z "jego" gromadki, ale ma nadzieję, że trafił na życzliwych ludzi.
Wszystkie komentarze