Smutny los psa pod Annopolem
Właściciel zajazdu pod Annopolem nie dba o los psa mimo apeli stowarzyszenia ochrony zwierząt
Duże reklamy przed zajazdem leżącym na drodze do Annopola kuszą świeżym pstrągiem. Przed budynkiem mały parking, kilka stołów pod dachem werandy, w tle ściana gęstego lasu, do którego prowadzi wąska ścieżka. W lecie pewnie często zatrzymujący się przy zajeździe podróżni wędrują tą ścieżką rozprostować kości. W zimie chyba nikt - szkoda, bo na zapleczu zajazdu można zobaczyć ponury obrazek.
Na malutkim, gołym placyku uwiązany do nieocieplonej i niewymoszczonej budy, na krótkim łańcuchu egzystuje wychudzony pies. Zrywa się na nasz widok, patrzy łagodnie, kiedy sypiemy mu suszoną karmę, merda przyjaźnie ogonem, lgnie do rąk. Przed budą stara miednica z zamrożonymi na kość resztkami kuchennych odpadków. Nikt z obsługi zajazdu nie interesuje się tym, że wchodzimy na placyk i do pustej budy wrzucamy worek siana.
Członkowie Lubelskiego Stowarzyszenia Ochrony Zwierząt wiele razy próbowali interweniować u właściciela zajazdu i nakłonić go do poprawy losu psów (jeszcze w lecie na placyku były dwa psy) - bez efektu.
- Nigdy nie omijamy tego miejsca, zawsze mamy karmę dla psa, ale to działania doraźne. Jego codzienna udręka nie ustaje - mówią działacze stowarzyszenia.
Wszystkie komentarze