Miejsce z mglistych wspomnień
Kamienica nigdy jakoś szczególnie nie zaprzątała głowy Ewie van der Veer - Chrościechowskiej, córce Antoniego.
- Wiedziałam, że jest, ale jakichś innych reakcji z mojej strony sobie nie przypominam. To nie był temat do rozmów, nie interesowało mnie to - wspomina.
Jej rodzina mieszkała w Krakowie. Antoni Chrościechowski dla kamienicy zatrudnił administratora, który pobierał czynsze, sprzątał i rozliczał się z właścicielem. - Pamiętam, jak co miesiąc przychodził z Lublina przekaz albo ojciec mówił: już jest początek miesiąca, a jeszcze nie ma pieniędzy.
I w zasadzie tyle wspomnień. Kamienica była jedyną pozostałością po wielkim majątku ziemianina. W 1945 r. całą resztę mu odebrano. Wyjechał na tzw. ziemie odzyskane, specjalista od rolnictwa i hodowli zwierząt, dostał pracę jako inspektor rolny. UB aresztowało go w 1949 r. Trafił na zamek w Lublinie. W więzieniu spędził 11 miesięcy. - Oskarżali go o współpracę z Niemcami, bo nie mogli o pochodzenie szlacheckie. Stracił 20 kilo i wszystkie zęby - opowiada córka.
Potem jeszcze jedno aresztowanie w 1951 r. W 1952 r. spotkał jednego ze swoich znajomych sprzed wojny, który zaproponował mu pracę w Kierownictwie Odnawiania Zamku Królewskiego na Wawelu. Tu przydało się drugie wykształcenie Chrościechowskiego - ekonomiczne. Zajmował się zaopatrzeniem w materiały budowlane, a te do odnowy zabytku bywały nieraz bardzo specyficzne.
- Na przykład tato negocjował z którymś z ówczesnych ministrów wycięcie drzew w Puszczy Białowieskiej, bo w jednej z komnat wawelskich trzeba było wymienić strop. A tak długie belki można było uzyskać jedynie z drzew tam rosnących.
JAKUB ORZECHOWSKI
Wszystkie komentarze